niedziela, 25 stycznia 2015

Być Charlie



Jesteśmy po kolejnym ataku terrorystycznym. Albo, jak kto woli, przed następnym. Niestety nie warto nawet spekulować, że w najbliższych latach coś się w tym względzie zmieni, bądź, że staniemy się bezpieczniejsi. Obiecywane są większe środki bezpieczeństwa, budowanie orwellowskiego roku 2015 nie ochroni nas jednak przed garstką szaleńców.

Bo nic nas nie ochroni.

Pytanie więc nie może brzmieć, jak chronić się przed następnymi atakami, a jedynie jak na nie reagować. Bo ataki same w sobie, choć przerażające, w bezpośredni sposób nam nie zagrażają. Ilość ofiar, które pochłonęły wszystkie zamachy terrorystyczne na Zachodzie od czasu – i wliczając – zamachy z 11 września nie sumuje się nawet do połowy liczby ofiar śmiertelnych wypadków w samej Polsce. Ryzyko śmierci, czy nawet odniesienia ran w wyniku takiego bandyckiego napadu jest więc właściwie pomijalne. 

W jakim więc celu kolejni fanatycy dopuszczają się takich przestępstw? Wyjaśnienie jest bardzo proste. Liczą nie na sam zamach, ale na naszą reakcję. Zamachy z 11/9 zapoczątkowały serię wojen na Bliskim Wschodzie, które w ostatecznym rachunku zdecydowanie wzmocniły radykalnych islamistów w regionie, a jednocześnie pomogły wyostrzyć propagandę antyzachodnią. Przestępstwa wojenne, jakich dopuściły się siły naszej koalicji – u jakie są na wojnie nieuniknione -  stały się wodą na młyn kolejnych pokoleń dżihadystów. To fakt, że na razie udało im się jedynie zdestabilizować region, a nie przejąć nad nim kontrolę, ale jak na ruchy o relatywnie ograniczonych zasobach, sukces jest olbrzymi.

Powinniśmy, nie, musimy o tym pamiętać teraz, kiedy podejmujemy decyzję, jak ustosunkować się do wypadków w Paryżu. Nadzieja terrorystów leży w rodzących się ruchach antyislamskich. Naturalną bowiem reakcją społeczeństwa zaatakowanego w ten sposób jest gniew, skierowany przeciwko sprawcom. W tym przypadku my, Europejczycy, coraz częściej zaczynamy utożsamiać ich nie z konkretnymi przestępcami, ale z grupą ludzi, z których oni się wywodzili*. Nasza chęć odwetu, a więc i agresja, powoli, acz nieubłaganie kieruje się przeciwko nim. Jeśli radykalne grupy, jak Marie LePen we Francji, znajdzie się u władzy, bardzo możliwe są pierwsze represje w kierunku do tejże grupy.

Zanim im przyklaśniemy, powinniśmy zdać sobie sprawę, że to jest dokładnie ten wynik, na jaki liczą terroryści. Oni CHCĄ, byśmy zaczęli dyskryminować mniejszość muzułmańską w Europie. Bo wtedy albo zmusimy ich do wyjazdu (mało prawdopodobne, z racji samej ich liczby i stopnia integracji**), bądź też będziemy ich represjonować na miejscu. 

Pomoże to terrorystom dwojako – z jednej strony „europejscy muzułmanie” chcąc walczyć z opresją zaczną przechodzić na stronę radykalniejszą. To z kolei spowoduje dalszy wzrost zagrożenia terrorystycznego, ilości zamachów i, w konsekwencji, dalszy wzrost dyskryminacji. Ten mechanizm działania można bardzo dobrze prześledzić na przykładzie historii konfliktu izraelsko – palestyńskiego. Z drugiej zaś strony, zostanie zamknięta droga uchodźcom z Bliskiego Wschodu, którzy będą musieli podporządkować się radykalnym prawom dżihadystów. 

Ale nie tylko „zewnętrznie” będzie nam zagrażała nasza reakcja. Wprowadzenie represji i dyskryminacji wyklucza jednoczesne utrzymanie demokratycznych państw prawa; aby je przeprowadzić konieczny jest powrót do państw opartych na sile, które przełamią opór liberalniej nastawionej do świata i imigrantów części społeczeństwa. W praktyce więc zabranie wolności „złym imigrantom” będzie skutkowało końcem wolności dla nas wszystkich.

Pocieszające jest jedynie to, że wszystko nadal znajduje się w naszych rękach, nadal zależy wszystko ode mnie i Ciebie, drogi Czytelniku. Jeśli naprawdę pozostaniemy wierni europejskim, czy, jak chcą niektórzy, chrześcijańskim ideom pokory, przebaczenia i, jeśli będzie to konieczne, nadstawienia drugiego policzka, terroryści nie będą w stanie zdestabilizować Europy. 

Zanim więc wyjdziesz z domu, by z PEGIDĄ demonstrować przeciw domniemanej islamizacji Europy, zastanów się, komu naprawdę tym pomagasz.


*Gwoli ścisłości należy dodać, że jest to grupa raczej mityczna, ponieważ mówiąc „Muzułmanie”, bądź „muzułmańscy imigranci”, czy też jeszcze częściej „Arabowie”, wrzucamy do jednego worka przynajmniej trzy grupy etniczne (Turków, Persów i Arabów) i trzy wyznaniowe (sunnitów, szyitów i alawitów) -  a pozwoliłem sobie wymienić jedynie główne grupy, pomijając również podział na państwa pochodzenia itd.  
**Który wbrew propagandzie jest w większości przypadków nie gorszy niż innych grup etnicznych czy narodowościowych.

poniedziałek, 3 marca 2014

We cannot achieve Victory through strength of arms.

Najbardziej zdumiewa mnie fakt, że przywódcy „wolnego świata” nie mieli kompletnie żadnego planu, co zrobić, jeśli Putin się ruszy. Nasi ukochani przywódcy naprawdę, uwierzyli, że można bawić się w imperialną politykę, że można drażnić konkurencyjne imperium bez konsekwencji.

Postawmy sprawę jasno – niezależnie jak bardzo nasi rządzący będą obużać się na działania Rosji, to nie różnią się one specjalnie od tego, co zachód robił w Iraku czy Afganistane. Tam też była mowa o obronie zagrożonych cywili. „Uwalnianie” zniewolonych i zagrożonych narodów Wietnamu, Iraku, Afganistanu, Somalii... Lista naszych własnych zbrodni jest długa.

I okej – chcemy budować imperium, chcemy być potężni. Fajnie. Tylko biorąc za cel naszej polityki Ukrainę musieliśmy się liczyć, że Rosja nie pozostanie bezczynna. Można było tego spróbować, ale nie bez pomysłu. Jeśli, murwa kać, wchodzisz do jaskini niedźwiedzia, to nie rób tego nagi i bezbronny!

Bez ustalonego wcześniej stanowiska wyglądamy w tej chwili jak idioci. Opcja wojskowa nie wydaje się być jakimkolwiek rozwiązaniem – jest po prostu zdecydowanie zbyt ryzykowna. Muszę powiedzieć głośno i wyraźnie – z mojej strony nie będzie zgody na użycie siły. Nie możemy, jako cywilizowani ludzie, uzupełniać niekompetentnej polityki siłą.

Proponowane przez premiera Buzka sankcje powinny były już dawno być wprowadzone. Powinny były być częścią wspólnej polityki, na którą powinniśmy się byli zgodzić w momęcie, kiedy postanowiliśmy stanąć po stronie rebeliantów. Nie zrozumcie mnie źle – moje serce jest z Majdanem, ja chcę, by Ukraina była częścią Europy. Ale wojna z Rosją jest ceną, której nie jestem gotów zapłacić.

Czy mamy więc jakieś rozsądne wyjście z całej sytuacji? Myślę, że nie. Obawiam się, że Krym pozostanie pod rosyjską okupacją. Musimy zacząć przyzwyczajać się do tej myśli, musimy przekonać Ukrainę do zaakceptowania tego wyboru.

I przede wszystkim musimy zastanowić się nad tym, jak nie dopuścić do tego, by w przyszłości doszło do podobnej sytuacji. Musimy zacząć poważnie dyskutować o wspólnej polityce obronnej. Takiej, która odrzuca agresywne działania, ale jest gotowa się agresji z zewnątrz w każdej chwili przeciwstawić.

Polityce, której wolna Ukraina musi być częścią.

sobota, 1 marca 2014

Nasza wojna.

„Lepiej umrzeć za kwitnące kwiaty, niż żyć na jałowej pustyni. To nie jest nasza wojna”
-Ymeer Etwaslos.

W ostatnich dniach powiedziano o Ukrainie tyle, że mogłoby się wydawać, iż dodanie czegokolwiek do dyskusji jest właściwie niemożliwe. Trzeba jednak wziąć pod uwagę to, że media karmią nas nie informacją, a propagandą. Jak na każdej wojnie, tak. Możemy sobie wmawiać, że Rosja jest słaba a Putin bezsilny, ale to jest tylko wishfull thinking. Bo Putin jest przede wszystkim wkurwiony, więc nieracjonalny. A rosjanie, podobnie jak prawie każdy naród na świecie, nadal marzą o imperium. Zagrożenie wojną musimy uznać jako realne.

Inwazja Rosji na Krym, która jest już w tej chwili faktem, zagraża nam wszystkim. Bo Europa nie ma już wyjścia – zaangażowała się po stronie opozycji. Musi więc, w przypadku nadchodzącej wojny, wesprzeć ją militarnie. To jest więc teraz także i nasza wojna.

Można zadawać sobie pytanie, czy jesteśmy dobrze przygotowani, czy jesteśmy w stanie pokonać Putina itepe. Ale zdecydowanie ważniejsza jest kwestia, czy możemy taki konflikt w ogóle zaryzykować. Jeśli nie będziemy w stanie go zarzegnać, stracimy wszystko.

Sto lat po Wielkiej Wojnie stajemy na progu kolejnej, być może jeszcze straszliwszej. Żeby jej uniknąć, musielibyśmy dać Putinowi możliwość wyjścia z sytuacji z twarzą, jako zwycięzcy. Ale jeśli Europa i Ukraina nie jest gotowa i nie może być gotowa oddać Krymu to jak tego dokonać? Jak powstrzymać rannego, rozszalałego niedźwiedzia?

Muszę Wam powiedzieć, że strasznie się boję.


Bo ja też nie chcę żyć na jałowej pustyni.

poniedziałek, 10 lutego 2014

Być hipsterem.



Jednym z najpiękniejszych sposobów, by poszerzyć własne horyzonty, jest spotkać kogoś drugiego, który samym sobą pokazuje świat na inny sposób. A dzielenie życia z kimś takim jest czystym przywilejem. Mnie dotknęło to wyjątkowe szczęście, dlatego też mogłem przeczytać w książce Terzaniego, którą ukradłem mojej żonie:

„Kiedy stanęliśmy przed masywnym białym Lincolnem, siedzącym w ogromnym białym fotelu wewnątrz gigantycznej białej kopii greckiej świątyni, powiedziałem(…)
- Przypomina mi Kim Ir Sena.
Obraził się, jakbym dotknął go do żywego.
- My  uwielbiamy tego człowieka – powiedział.
Powstrzymałem się od zwrócenia mu uwagi, że Północny Koreańczyk powiedziałby dokładnie to samo, ale takie właśnie wrażenie wyniosłem z Ameryki. 
(…) Patrzyłem na Amerykanów jak na ofiary jakiegoś prania mózgu: wszyscy mówią to samo, myślą tak samo. Różnica jest taka, że w odróżnieniu od Koreańczyków wydaje im się, że robią to z własnej woli i nie zdają sobie sprawy z tego, że ich konformizm jest owocem wszystkiego, co widzą, piją, słyszą i jedzą.”*

Moi współtowarzysze na tym padole starają się wyróżnić kawą ze Starbucksa (sic!) i nowym iPhonem, oglądając na YouTube od nowa wciąż ten sam film, ten sam serial, ten sam żart w nieco tylko zmienionej scenerii. Zachodzę w głowę, dlaczego w dzisiejszym świecie posiadanie masowo produkowanych, względnie tanich produktów ma wyrażać mój styl. W końcu nikt (chyba) nie wpadnie na pomysł, że BigMac to coś wyjątkowego. Zje się, owszem, ale bardziej nijakie jedzenie chyba nie istnieje. Co innego jakieś danie w knajpce za rogiem, przygotowane przez nieco gburowatego kucharza, któremu przepis na danie zdradził przypadkowo napotkany w najdalszym kątku świata kolega po fachu. A niech i będzie przypalone i smakuje jak sok z przedwczorajszych skarpet! Nadal będzie inne, wyjątkowe – i w swej wyjątkowości ważne, warte zachowania.

My, ludzie tak zwani cywilizowani, w zalewie szamponów wyzwalających orgazm, stajemy się niczym więcej jak chodzącym, durnym słupem reklamowym. Durnym dlatego, że mądre słupy (np. sportowcy) każą sobie za to płacić, a my nosimy ciuchy z wielkimi logami firm nie tylko nie za darmo, ale jeszcze za to płacimy. Do tego czujemy się wyjątkowi. Wyjątkowi. Kiedy mamy na sobie może 3.497.182 klona tej samej rzeczy. 

Słupy reklamowe nie są wyjątkowe. Są tylko słupami, które wyświetlą to, co każe im się wyświetlić. Które powiedzą to, co każe im się powiedzieć. Szarą, bezwolną masą, zdolną do wszystkiego, bo pozbawioną możliwości samodzielnego myślenia. Stąd zresztą, jak sądzę, powtarzające się ataki na ludzi, jak Hannah Arendt czy Philip Zimbardo, zajmujących się tematyką zanikania indywidualności i potężnych wpływów środowiska. It’s bad for business. To przerażające, bo tylko taka masa zdolna jest do wyrządzania absolutnego zła. Taka masa jest żywiołem, okrutnym rojem szarańczy, który nie powstrzyma się przed niczym. 

Macie teraz przed sobą obraz impertynenckiego pseudointeligenta, który uważa się za lepszego, bo szarańczą nie jest. To błędne przekonanie.  Nie mam żadnych złudzeń, że jestem członkiem roju, reklamowym słupem i zmanipulowanym durniem. I wiem, że taki zawsze pozostanę.
Stąd mój apel do tych, którzy potrafią naprawdę być inni. Bądźcie kim jesteście i nie poddawajcie się nigdy. Bez Was, kochani, jesteśmy zgubieni.

*Tiziano Terzani „Listy przeciwko wojnie”, przeł. Joanna Wachowiak-Finlaison, WAB 2012

niedziela, 10 listopada 2013

Święto Narodowe



„W trosce o byt i przyszłość naszej Ojczyzny,
odzyskawszy w 1989 roku możliwość suwerennego i demokratycznego stanowienia
o Jej losie,
my, Naród Polski - wszyscy obywatele Rzeczypospolitej,
zarówno wierzący w Boga
będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna,
jak i nie podzielający tej wiary,
a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł,
równi w prawach i w powinnościach wobec dobra wspólnego - Polski,
wdzięczni naszym przodkom za ich pracę, za walkę o niepodległość okupioną
ogromnymi ofiarami, za kulturę zakorzenioną w chrześcijańskim dziedzictwie Narodu
i ogólnoludzkich wartościach,
nawiązując do najlepszych tradycji Pierwszej i Drugiej Rzeczypospolitej,
zobowiązani, by przekazać przyszłym pokoleniom wszystko, co cenne
z ponadtysiącletniego dorobku,
złączeni więzami wspólnoty z naszymi rodakami rozsianymi po świecie,
świadomi potrzeby współpracy ze wszystkimi krajami dla dobra Rodziny Ludzkiej,
pomni gorzkich doświadczeń z czasów, gdy podstawowe wolności i prawa człowieka
były w naszej Ojczyźnie łamane,
pragnąc na zawsze zagwarantować prawa obywatelskie, a działaniu instytucji publicznych
zapewnić rzetelność i sprawność,
w poczuciu odpowiedzialności przed Bogiem lub przed własnym sumieniem,
ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej
jako prawa podstawowe dla państwa
oparte na poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu
społecznym oraz na zasadzie pomocniczości umacniającej uprawnienia obywateli i
ich wspólnot.
Wszystkich, którzy dla dobra Trzeciej Rzeczypospolitej tę Konstytucję będą stosowali,
wzywamy, aby czynili to, dbając o zachowanie przyrodzonej godności człowieka,
jego prawa do wolności i obowiązku solidarności z innymi,
a poszanowanie tych zasad mieli za niewzruszoną podstawę Rzeczypospolitej Polskiej.”

Powiedzcie mi, kiedy zredukowaliśmy się do narodu kiboli umawiających się na ustawkę w dniu 11 listopada?

I po co?

Dlaczego nigdy nie rozmawiamy już normalnie o Polsce, o wciąż naszej Polsce, tylko wyzywamy się od zdrajców?

Danie dnia: Donek z Kaczorem podlanym Macierewiczem na dildo Palikota wetkniętym w Korwina. Podawać w remizie Pawlaka?

Może niestrawne, ale wcale niewinne.

Winni pozostaną w lustrze.

Niezauważeni. Unbekannt. Unknown.

Nieukarani z samozadowolenia. 

Wkurwieni czapką w pubie.

Nienawidzący współsiótr bo oni są ludźmi.

Gehasst für Menschsein.




Chrześcijanie dla chrześcijan!!!1