Jesteśmy po kolejnym ataku terrorystycznym. Albo, jak kto
woli, przed następnym. Niestety nie warto nawet spekulować, że w najbliższych
latach coś się w tym względzie zmieni, bądź, że staniemy się bezpieczniejsi. Obiecywane są
większe środki bezpieczeństwa, budowanie orwellowskiego roku 2015 nie ochroni
nas jednak przed garstką szaleńców.
Bo nic nas nie ochroni.
Pytanie więc nie może brzmieć, jak chronić się przed
następnymi atakami, a jedynie jak na nie reagować. Bo ataki same w sobie, choć
przerażające, w bezpośredni sposób nam nie zagrażają. Ilość ofiar, które
pochłonęły wszystkie zamachy terrorystyczne na Zachodzie od czasu – i wliczając
– zamachy z 11 września nie sumuje się nawet do połowy liczby ofiar
śmiertelnych wypadków w samej Polsce. Ryzyko śmierci, czy nawet odniesienia ran
w wyniku takiego bandyckiego napadu jest więc właściwie pomijalne.
W jakim więc celu kolejni fanatycy dopuszczają się takich
przestępstw? Wyjaśnienie jest bardzo proste. Liczą nie na sam zamach, ale na
naszą reakcję. Zamachy z 11/9 zapoczątkowały serię wojen na Bliskim Wschodzie,
które w ostatecznym rachunku zdecydowanie wzmocniły radykalnych islamistów w
regionie, a jednocześnie pomogły wyostrzyć propagandę antyzachodnią. Przestępstwa
wojenne, jakich dopuściły się siły naszej koalicji – u jakie są na wojnie
nieuniknione - stały się wodą na młyn kolejnych
pokoleń dżihadystów. To fakt, że na razie udało im się jedynie zdestabilizować
region, a nie przejąć nad nim kontrolę, ale jak na ruchy o relatywnie
ograniczonych zasobach, sukces jest olbrzymi.
Powinniśmy, nie, musimy o tym pamiętać teraz, kiedy
podejmujemy decyzję, jak ustosunkować się do wypadków w Paryżu. Nadzieja
terrorystów leży w rodzących się ruchach antyislamskich. Naturalną bowiem
reakcją społeczeństwa zaatakowanego w ten sposób jest gniew, skierowany
przeciwko sprawcom. W tym przypadku my, Europejczycy, coraz częściej zaczynamy
utożsamiać ich nie z konkretnymi przestępcami, ale z grupą ludzi, z których oni
się wywodzili*. Nasza chęć odwetu, a więc i agresja, powoli, acz nieubłaganie
kieruje się przeciwko nim. Jeśli radykalne grupy, jak Marie LePen we Francji,
znajdzie się u władzy, bardzo możliwe są pierwsze represje w kierunku do tejże
grupy.
Zanim im przyklaśniemy, powinniśmy zdać sobie sprawę, że to
jest dokładnie ten wynik, na jaki liczą terroryści. Oni CHCĄ, byśmy zaczęli
dyskryminować mniejszość muzułmańską w Europie. Bo wtedy albo zmusimy ich do
wyjazdu (mało prawdopodobne, z racji samej ich liczby i stopnia integracji**),
bądź też będziemy ich represjonować na miejscu.
Pomoże to terrorystom dwojako – z jednej strony „europejscy
muzułmanie” chcąc walczyć z opresją zaczną przechodzić na stronę
radykalniejszą. To z kolei spowoduje dalszy wzrost zagrożenia terrorystycznego,
ilości zamachów i, w konsekwencji, dalszy wzrost dyskryminacji. Ten mechanizm
działania można bardzo dobrze prześledzić na przykładzie historii konfliktu
izraelsko – palestyńskiego. Z drugiej zaś strony, zostanie zamknięta droga
uchodźcom z Bliskiego Wschodu, którzy będą musieli podporządkować się radykalnym
prawom dżihadystów.
Ale nie tylko „zewnętrznie” będzie nam zagrażała nasza
reakcja. Wprowadzenie represji i dyskryminacji wyklucza jednoczesne utrzymanie
demokratycznych państw prawa; aby je przeprowadzić konieczny jest powrót do
państw opartych na sile, które przełamią opór liberalniej nastawionej do świata
i imigrantów części społeczeństwa. W praktyce więc zabranie wolności „złym
imigrantom” będzie skutkowało końcem wolności dla nas wszystkich.
Pocieszające jest jedynie to, że wszystko nadal znajduje się
w naszych rękach, nadal zależy wszystko ode mnie i Ciebie, drogi Czytelniku. Jeśli
naprawdę pozostaniemy wierni europejskim, czy, jak chcą niektórzy,
chrześcijańskim ideom pokory, przebaczenia i, jeśli będzie to konieczne,
nadstawienia drugiego policzka, terroryści nie będą w stanie zdestabilizować
Europy.
Zanim więc wyjdziesz z domu, by z PEGIDĄ demonstrować
przeciw domniemanej islamizacji Europy, zastanów się, komu naprawdę tym
pomagasz.
*Gwoli ścisłości należy dodać, że jest to grupa raczej
mityczna, ponieważ mówiąc „Muzułmanie”, bądź „muzułmańscy imigranci”, czy też
jeszcze częściej „Arabowie”, wrzucamy do jednego worka przynajmniej trzy grupy
etniczne (Turków, Persów i Arabów) i trzy wyznaniowe (sunnitów, szyitów i
alawitów) - a pozwoliłem sobie wymienić
jedynie główne grupy, pomijając również podział na państwa pochodzenia itd.
**Który wbrew propagandzie jest w większości przypadków nie
gorszy niż innych grup etnicznych czy narodowościowych.